Adorował je i zdobywał, żartobliwie wykpiwał w satyrycznych wierszykach Zielonego Balonika, ale umiał być bardzo serio, gdy na łamach prasy upominał się o reformę seksualną i prawo kobiet do świadomego macierzyństwa. W życiu prywatnym szukał kobiety, z którą, obok satysfakcji seksualnej, łączyłoby go powinowactwo duchowe.
Na początku była Dagny, kobieta, przez którą „zmienił się w popiół”. W 1898 roku przyjechała ze swoim mężem, Stanisławem Przybyszewskim, do Krakowa. Nie znała polskiego, nie rozumiała polskich obyczajów i nie czuła się dobrze w Krakowie. Krzywicka pisała, że Dagny nie miała piersi, Żeleński zaświadczał, że fizycznie była urocza. W egzotycznej Norweżce kochało się wielu kompanów Przybyszewskiego, także on, wtedy jeszcze student medycyny. Stanisław Estreicher widywał go rano przed mieszkaniem Przybyszewskich z mlekiem i bułkami, Irena Solska wspominała wieczór, kiedy Tadeusz uczył Dagny tańczyć przed wyjściem na bal. Dla niej zobowiązał się odsłużyć sześć lat w wojsku austriackim jako lekarz, w zamian za stypendium w wysokości 500 guldenów. Dagny stale potrzebowała pieniędzy, bo w domu Przybyszewskich nie brakowało tylko wódki.
„Niewiele dostawał w zamian – pisała Krzywicka. – Ciało upragnione, ale dość obojętne, bo jedyną prawdziwą miłością Dagny był jej własny mąż”1. Pewnej zimowej nocy Tadeusz upił się z Przybyszewskim na Plantach, a potem przez kilka godzin przeleżał w śniegu. Ciężko chorował na zapalenie płuc, kiedy Dagny z Wincentym Brzozowskim uciekła od męża. „Tadzio nic o tem nie wiedział, – pisała w liście do syna Julia Tetmajerowa – wstał kiedyś i prosto z łóżka poszedł do niej, i już nie zastał. Powrócił do domu w stanie okropnym – nic nie powiedział o tym fakcie, i nie wiedziałyśmy czemu ten stan przypisać. On nam wczoraj opowiedział dopiero o jej wyjeździe, ale inaczej jak było naprawdę […]”2. I dalej: „Pareńska ciągle teraz zaprasza Tadzia. To jedyny dom jaki mu pozostał”.
Na Wielopolu
W pałacyku Pareńskich na Wielopolu było kilka osób, które kibicowały Tadeuszowi: Stanisław Pareński, którego sława wykraczała daleko poza zabór austriacki, a o jego talentach diagnostycznych krążyły legendy, żona Eliza, „krakowska pani Kalergis”, i czternastoletnia Zosia, w której kochał się jego brat, Edward Żeleński. Dzięki Pareńskiemu Tadeusz wyjechał na stypendium naukowe do Paryża, a po powrocie rozpoczął pracę w Klinice Chorób Wewnętrznych. Na swoim oddziale doktor Pareński uważnie śledził karierę młodego lekarza i zachęcał go do pracy naukowej. Równie bacznie przyglądała mu się Eliza, to w jej głowie powstała myśl, aby połączyć Tadeusza z Zosią. Pobrali się w czerwcu 1904 roku, a w sierpniu wyjechali na kilka miesięcy do Paryża. W lutym 1905 roku Zosia urodziła syna, chłopiec otrzymał imię po sławnym dziadku. Tadeusz pracował w Klinice Pediatrycznej, przygotowywał się do habilitacji, a w soboty recytował wierszyki w Jamie Michalika.
Schyłek działalności Zielonego Balonika zbiegł się z ostrym kryzysem w małżeństwie Żeleńskich, spowodowanym w dużej mierze romansami Tadeusza. Partnerski związek obydwojga małżonków przetrwał, przede wszystkim dzięki przyjaźni i wspólnej pracy nad przekładami z literatury francuskiej. Wiele lat później w recenzji ze sztuki Oto kobieta, Żeleński napisał słowa, które można uznać za dewizę przyświecającą jego związkowi z Zofią: „I oto mamy małżeństwo na nowych podstawach; dwoje ludzi wolnych, mieszkających pod jednym dachem, którzy mogą się rozchodzić, schodzić, bez hałasu, bez skandalu, z każdej sytuacji wynosząc nietknięty skarb wzajemnej przyjaźni i – dobrego wychowania”3.
Gwiazda
Romans Żeleńskiego, wtedy jeszcze lekarza kolejowego, z Gwiazdą (pod takim imieniem pojawiła się Jadwiga Mrozowska w Szopce krakowskiej Zielonego Balonika na rok 1912) trwał od końca 1911 do 1913 roku, kiedy aktorka występowała gościnnie w Krakowie, Łodzi i Lwowie. Mrozowska wspominała po latach: „Lubiliśmy się bardzo i widywali tak często, że aż na to «skandaliczne afiszowanie się» po krakowskich zaułkach zwróciła swoje argusowe oko opinia krakowska”4. Dla Mrozowskiej napisał Boy kilka erotyków, w tym Madrygał spod ciemnej gwiazdy:
Chciałbym przy pani [Jadzi]uchnie
Być takim skromnym amantem,
Co go się puszcza przez kuchnię,
Zanim się puści go kantem.
Ot, cichym pragnieniem mojem,
(Nie dla pieniężnych korzyści)
To być w jej domku lift-boyem
Lub drabem co schody czyści.
Sprzątałbym z wielkim hałasem,
Wstawał ze wszystkich najraniej,
By się w nagrodę choć czasem
Przytulić do jaśnie pani.
Obmywszy z kurzów me ciało,
Jak można najidealniej,
Pukałbym potem nieśmiało
Do jej bieluchnej sypialni.
Z emocji leciutko dyszę,
(Zwyczajnie, osoba w wieku)
Aż szept najdroższy usłyszę:
„No, właźcież prędzej człowieku!”
Z szacunku słowa nie gadam,
Liberię szybko zdejmuję,
Kładę się w łóżko i: „Madame
est servie” głośno melduję…
Powiedz, mój Stróżu-aniele,
Czy to zuchwalstwem zbyt dużem
Marzyć, choć czasem, w niedzielę,
Szczęście anioła ze stróżem…?
Adorujący aktorkę Antoni Waśkowski, w swoich wspomnieniach napisał: „Spotykałem u Jadwigi Mrozowskiej codziennie po południu Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Bardzo się dziwił tym moim częstym wizytom. I ja też bardzo dziwiłem się jego częstym wizytom u niej”5. Romans skończył się z wyjazdem Mrozowskiej do Włoch, gdzie kilka lat później poślubiła finansistę polskiego pochodzenia Józefa Toeplitza. Mimo że widywali się jeszcze nie raz, a z czasem nawet zaprzyjaźnili, echa tego rozstania wielokrotnie wracały w twórczości Żeleńskiego. I chociaż uważał, że nic tak nie wysusza serca kobiety jak zawód aktorki, szybko zakochał się w kolejnej.
Niusia
Niusia Leszczyńska nie była tak sławna jak jej poprzedniczka, miała na swoim koncie kilka ról, ale z teatrem związali się jej brat, mąż i teściowie, i ona również chciała być aktorką. Anegdota mówi, że Boy został pewnego razu wezwany do chorej córeczki Leszczyńskich. Zbadał dziecko i postawił diagnozę: nieświeża ryba. Na pytanie matki, czy kilkumiesięczne dziecko mogło zjeść zepsutą rybę, odpowiedział: „Trzeba wezwać doktora”6. W 1915 roku na deskach krakowskiego teatru Leszczyńska zagrała Zosię w Weselu, a w grudniu poznała pierwowzór swojej bohaterki: „C. i k. starszy lekarz pospolitego ruszenia i Zofia Żeleńska mają zaszczyt prosić JWP Jerzostwa Leszczyńskich”7. Potem była już tylko miłosna udręka, przerywana nielicznymi chwilami szczęścia.
Anna Belina, tak brzmiał jej pseudonim sceniczny, po miesiącu wyjechała do Warszawy, a romans rozwijał się głównie drogą korespondencyjną. Listy i wyznania zakochanego autora Słówek przyjmowała z kobiecą próżnością, ale sama była znacznie mniej zaangażowana. „Romansuje ale nie kocha”, jak pisał Boy w jednej ze swoich recenzji. On sam na tę rozłąkę fizyczną i duchową godził się z trudem. Liczył dni, które minęły od jej wyjazdu, listy, które otrzymał i których nie otrzymał – „jak pisze pani do Mamy, to choć parę słów bardzo byłyby miłe, gdyby pani przesłała tą samą okazją!”. Ale gdy już przyszła wyczekana, wyżebrana odpowiedź, wtedy na nowo był gotów wierzyć w przeznaczenie, które ich połączyło i w trwałość tego związku – „Pani Niusiu, strasznie ucieszyłem się ostatnim listem pani, taki jest miły, tak mam wrażenie z niego, że ta odległość nic nie osłabiła węzełka przyjaźni między nami, ale zaciąga go jeszcze mocniej, czy dobrze myślę, pani Niusiu?”8. I wreszcie: „Nie puszczę pani, pani Niusiu, nie dam pani tak łatwo odejść”.
Przekłady z literatury francuskiej, nad którymi pracował w tym okresie, ratowały go przed smutkami, wojenną rzeczywistością i ponurym prognozowaniem przyszłości. Kiedy w 1916 roku ukazały się Pisma Montaigne’a z dedykacją dla Zofii w podzięce za wspólną pracę, w liście do „pani Niusi” tak tłumaczył się ze swoich słów: „[…] skończywszy na wiosnę Montaigne’a ofiarowałem go Fusiowi z bardzo przyjacielską dedykacją, pod ówczesną datą, bo to się Fusiowi bardzo należało ode mnie. Piszę to pani Niusi, żeby się w tym nie dopatrywała jakichkolwiek innych intencji z mojej strony […]”9.
Dla Zofii Boy zamówił u Leszczyńskiej czarne lakierki, które kupiła w Warszawie i wysłała do Krakowa, a dla niej samej kopię zawieszki, którą odziedziczył po matce – perłę w kształcie łzy zwieńczoną kilkoma brylantami u nasady. Widywali się sporadycznie – w rodzinnym Krakowie i w Warszawie, choć nie zawsze czas i okoliczności sprzyjały kochankom – „[…] proszę strasznie darować mi, że w momencie grania zrobiłem pani zamęt, naprawdę nie śniło mi się o tym, żeby tak robić, chciałem tylko po prostu spytać się, czy można z panią iść jeszcze na kolację, i tak mimo woli wciągnęliśmy się w rozmowę. Nie ma pani pojęcia, a właściwie ma pani pojęcie, jak strasznie mi przykro. I to też proszę sobie fałszywie nie tłumaczyć, że tak sucho się żegnałem, tylko szalenie byłem roztrzęsiony i musiałem tak ściskać się w środku”10. List został napisany w marcu 1917 roku, mimo że Boy prosił, aby puścić niefortunne spotkanie w niepamięć, kontakty obydwojga stopniowo się rozluźniały. Zrozumiał to i wycofał się, kryjąc uczucia za fasadą serdeczności nie wykraczającej poza ramy bon tonu, a czasem nawet i wyniosłości – „wzruszony jestem pani miłymi słowami i tym, że pani pamięta o mnie jeszcze – właściwie to tak krótko i przelotnie znała mnie pani”. W następnych latach to Niusia zabiegała o podtrzymanie korespondencji, co Boy nazywał „niewytłumaczonym, ale bardzo miłym i cennym” kaprysem.
„Nigdy chyba tak długa pamięć nie przetrwała równie wiotkiej rzeczywistości” – napisał w 1921 roku. Leszczyńska rozwiodła się i w 1923 roku wyszła za mąż za dyplomatę Tadeusza Jackowskiego.
„Pani X”
Miejsce „pani Niusi” około 1918 roku zajęła kolejna aktorka, Janina Szreniawa. Co ciekawe, była siostrą drugiej żony Jerzego Leszczyńskiego, znakomitej aktorki Leokadii Pancewiczowej. Pisała o niej o Irena Krzywicka: „Oto w znajomym domu, pod nieobecność gospodarzy, poznał siostrę pani domu, bardzo podrzędną aktoreczkę. Biedactwo nie było ani zdolne, ani ładne, a w dodatku zezowate. I oto «wzięła» go właśnie na ten zez. Płacząc, opowiadała, jak ta ułomność łamie jej życie, a rodzina nie chce dać pieniędzy na operację. Boy dał. Przez litość, która, jak mówił później, jest największym wrogiem człowieka. Operacja się nie udała, ale litość pozostała, a z litości wywiązał się stosunek bliski […]”11. „Stosunek bliski” trwał długo, bo około dziesięciu lat. Szreniawa miała wadę wzroku i była niskiego wzrostu, a on podobno nie lubił wysokich kobiet. Zapytany jednego razu czy podoba mu się pewna postawna piękność, miał odpowiedzieć „Owszem, ale na nią to by trzeba z linami, z czekanami, w kilku”.
Dzięki Żeleńskiemu, recenzentowi teatralnemu dziennika „Czas”, Szreniawa, wówczas początkująca aktorka, otrzymała angaż w nowo otwartym teatrze Bagatela. W ślad za Żeleńskim przeprowadziła się do Warszawy, gdzie grała m.in. w Teatrze Małym i Teatrze Letnim. W swoim dzienniku wspominał o niej Jan Lechoń: „Boy miał kiedyś przyjaciółeczkę, miłego, poczciwego, ale bardzo głupiutkiego kurdupelka. Niusia Jackowska tłumaczyła mu kiedyś, że to dziewczę nie jest na jego poziomie, że ośmiesza go. Biedny Boy złapał się wtedy za głowę i zawołał: «No, nie obrzydzajcie mi jej. Czemu mi ją obrzydzacie? Przecież w końcu z kimś żyć trzeba!»”12.
Kiedy Boy związał się z Krzywicką, powodowany poczuciem winy, zaproponował dawnej kochance… adopcję. Szreniawa odmówiła, tłumacząc, że może kiedyś zechce również zaadoptować Krzywicką, a ona nie chce mieć takiej siostry13.
Gorszycielka
Irena Krzywicka napisała: „Moja miłość była gwałtowna, definitywna, całkowita”. On chyba myślał podobnie, bo w poprzednich związkach zawsze czegoś mu brakowało. Przekroczył pięćdziesiątkę, a ona nie miała jeszcze trzydziestu lat. Podziwiała go, podzielała jego poglądy i nie żądała wyłączności, sama była mężatką; on także nie zostawiłby żony. Poznali się w 1927 roku, gdy jako początkująca publicystka została poproszona o przeprowadzenie wywiadu z Żeleńskim do „Pologne Littéraire”. Tak wspominała to pierwsze spotkanie: „Musiałam w nim budzić jakieś nienajgorsze uczucia, był bowiem tego dnia bardzo rozmowny, choć z obcymi, jak się miałam przekonać później, bywał zazwyczaj mrukliwy”.
Czekała na telefon od niego, ale nie zadzwonił. Wyjechał na objazd autorski do Francji i tam romansował z młodą wdową Reginą Lubelską – „panny i mężatki, aktorki i hrabiny nie robiły mu trudności”. Wśród listów pisanych przez Boya do pani Lubelskiej znalazł się i ten: „Droga pani, jak się miewa pani po szalonej nocy paryskiej? Ja bardzo dobrze, i zachowam po niej miłe trochę dziecinne wspomnienie! W tej chwili wstałem, źle wyspany, ale mężny, a pani, czy pani wstała czy zrobiła sobie wakacje? Chciałbym przed wyjazdem dostać u pani herbaty?? Uścisk dłoni, miłe słowa”14. Wiosną 1928 roku, już po powrocie do kraju i pod pretekstem podziękowania za artykuł, zadzwonił do Krzywickiej.
Złośliwie mówiono o niej, że do literatury weszła „podboyem”. Dla obydwojga był to rok przełomowy. Boy, obok dotychczasowej działalności, rozpoczął na łamach „Wiadomości Literackich” i „Kuriera Porannego” dwie głośne kampanie: antybrązowniczą i społeczno-obyczajową. W walce o reformę prawa małżeńskiego i świadome macierzyństwo wspierały go żona i kochanka. Krzywicka pisała recenzje teatralne, współpracowała z „Wiadomościami Literackimi”, „Robotnikiem” i „Skamandrem”. W 1930 roku opublikowała debiutancką powieść Pierwsza krew. Paweł Hertz przypomniał anegdotę o tym, jak Boy chodził kiedyś nerwowo po kawiarni, mówiąc „Muszę iść do Ireny, bo ona chce coś pisać, ale nie wie, o czym”15. Rozdzielili się w 1939 roku, gdy Tadeusz wyjechał do Lwowa. Tam również towarzyszyła mu kobieta, nie umiał być sam. Wanda Ładniewska-Blankenheimowa była rzeźbiarką, uczyła w lwowskim gimnazjum. Nazywał ją swoją „najmilszą przewodniczką po Lwowie”. Codziennie po południu wychodzili razem na spacer po mieście, po raz ostatni widzieli się w przeddzień jego tragicznej śmierci.
O paniach, co mnie kochały,
serdecznie nieraz myślę;
mają swój kącik mały
lecz ciepły w mym umyśle.
Po wojnie Irena Krzywicka żyła w cieniu legendy Boya. W latach 70. na łamach londyńskich „Wiadomości” opublikowała cykl wspomnień o Tadeuszu Żeleńskim. Wiele miejsca poświęciła mu także w autobiograficznych Wyznaniach gorszycielki oraz w książce Wielcy i niewielcy.
Janina Szreniawa ostatnie lata spędziła w warszawskim Domu Aktora. Nie rozstawała się z portretem Boya namalowanym przez Witkacego, który ocaliła z płonącego mieszkania latem 1944 roku16.
Anna Leszczyńska-Jackowska i Regina Lubelska wyjęły z szuflad cenne listy Boya. Tym samym oddały cenną przysługę badaczom, którzy – tak jak kiedyś Żeleński – chcieli oglądać pisarza nie tylko w spiżu, ale i w szlafroku. Jackowska udostępniła korespondencję z lat 1916–1921 do wydania zbiorowego w opracowaniu Barbary Winklowej, Regina Lubelska przekazała listy i wycinki prasowe dotyczące Boya Muzeum Literatury w Warszawie.
Wanda Ładniewska-Blankenheimowa w latach 60. opublikowała w „Zeszytach Historycznych” wspomnienie z dwu ostatnich lat życia Tadeusza Żeleńskiego.
Zofia Żeleńska, „dobra, rozumna i miła towarzyszka pracy”, lata powojenne spędziła wśród korekt i wznowień prac Boya (o tym, jak wyglądało jej życie u boku znanego pisarza – w innym miejscu). Zmarła 13 maja 1956 roku. Pochowano ją, tak jak sobie życzyła, z nożem do rozcinania papieru, ostatnią pamiątką, jaka została jej po mężu.
Monika Śliwińska
Przypisy
1 I. Krzywicka, Jeszcze o Boyu, „Wiadomości” 1969, nr 24, s. 1.
2 List Julii Tetmajerowej do Kazimierza Przerwy-Tetmajera, 6.01.1900, Biblioteka PAN, Kraków.
3 T. Żeleński, Oto kobieta, w: Pisma, t. 22: Flirt z Melpomeną. Wieczór siódmy i ósmy, Warszawa 1964, s. 471.
4 J. Mrozowska, Słoneczne życie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1963, s. 179.
5 A. Waśkowski, Znajomi z tamtych czasów, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1960, s. 155.
6 Por. J. Hen, Błazen – wielki mąż. Opowieść o Tadeuszu Boyu-Żeleńskim, Iskry, Warszawa 1998, s. 122.
7 T. Żeleński (Boy), Listy, opr. B. Winklowa, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972, s. 48.
8 Ibidem, s. 63.
9 Ibidem, s. 81.
10 T. Żeleński (Boy), Listy, opr. B. Winklowa, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972, s. 117.
11 I. Krzywicka, Wyznania gorszycielki, opr. A. Tuszyńska, Czytelnik, Warszawa 2002, s. 249.
12 J. Lechoń, Dziennik, t. 1, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1992, s. 486.
13 Por. B. Winklowa, Boyowie. Zofia i Tadeusz Żeleńscy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001, s. 124.
14 Listy Boya, oprac. A. Baranowska, „Kultura” 21–22.12.1980.
15 A. Tuszyńska, Długie życie gorszycielki, Iskry, Warszawa 1999, s. 205.
16 B. Winklowa, Boyowie. Zofia i Tadeusz Żeleńscy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001, s. 124.