»   TWÓRCZOŚĆ   »   Aleksander Wójtowicz: Publicystyka Tadeusza Boya-Żeleńskiego
w kontekście nowoczesnej „polityki populacyjnej”

Aleksander Wójtowicz: Publicystyka Tadeusza Boya-Żeleńskiego
w kontekście nowoczesnej „polityki populacyjnej”

„Świadoma myśl ludzka” i „ślepy żywioł płodności”. Publicystyka Tadeusza Boya-Żeleńskiego
w kontekście nowoczesnej „polityki populacyjnej”

Publicystyczna działalność Tadeusza Boya-Żeleńskiego rozwijająca się wokół zainicjowanego przez niego ruchu na rzecz „świadomego macierzyństwa” i „regulacji urodzeń”, była jednym z najintensywniej dyskutowanych epizodów związanych z przemianami obyczajowości w dwudziestoleciu międzywojennym. Przyczyniła się do ustalenia i rozpowszechnienia stereotypowych wizerunków pisarza, uznawanego równie często za rzecznika „postępu duchowego”, co za propagatora „życia ułatwionego”1, „beniaminka” liberalnych „postępowiczów” zafascynowanych „niskopiennymi myślami”2, czy wreszcie „Boyszewika”, pomijającego w swoich „procesjach z Pryapem” najistotniejsze bolączki życia publicznego (Adolf Nowaczyński)3. Schematyzm tych formuł wynikał nie tyle z braku inwencji adwersarzy, co raczej z wysokiej temperatury sporu, który stopniowo począł zataczać coraz szersze kręgi, dotykając tematów z pogranicza socjologii, polityki oraz ekonomii. Polemika wokół „regulacji urodzeń” odsłoniła w ten sposób cały szereg kwestii spornych, ujawniając przy okazji ukrytą granicę debaty publicznej, nie do końca pokrywającą się z linią tradycyjnych podziałów politycznych oraz ideologicznych. Z dzisiejszej perspektywy widać bowiem jak nowoczesne – w neutralnym znaczeniu tego słowa – postulaty Boya, które obecnie stały się w znacznej części powszechnym elementem praktyk obyczajowych i medycznych, zderzały się z zastrzeżeniami krytyków przekonanych, że głoszone przezeń hasła przyczynią się do erozji norm kulturowych i rozkładu relacji międzyludzkich. Sporu tego nie sposób rozstrzygnąć jednoznacznie i dziś, tym bardziej, że jego zasadnicza oś obrosła z biegiem czasu szeregiem niuansów i zastrzeżeń, można natomiast pokazać, na ile głoszone przez Boya idee uwikłane były w różne praktyki dyskursywne zrodzone z „ducha epoki”.

U źródeł podjętej przez niego kampanii tkwił impuls etyczny, który patronował wszystkim zaangażowanym w nią pisarzom, takim jak Irena Krzywicka, Antoni Słonimski, Paweł Hulka-Lasskowski czy Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Wymownym przykładem takiego stanu rzeczy jest dedykowany Żeleńskiemu wiersz tej ostatniej, Prawo nieurodzonych z tomu Śpiąca załoga (1933), gdzie poetka argumentowała, że wielodzietna rodzina skazana jest na egzystencję w nędzy i zagrożona patologiami4. W podobnym tonie wypowiadał się Boy, przy czym w jego przypadku impuls etyczny wchodził w alians z dyskursami naukowymi, co sprawia, że jego postawa miała w sobie coś ze stanowiska nowoczesnego specjalisty, który natrafiając na problem, nie ogranicza się do jego rozwiązania, lecz snuje plany zmian systemowych, mających zapobiec podobnym wydarzeniom w przyszłości. Swoje przedsięwzięcie definiował chętnie przy pomocy pojęć militarnych5, nawiązując do polemicznego arsenału oświecenia; „Wszystkie ciemne moce podały sobie ręce”, twierdził, definiując istotę konfliktu, „aby przeszkadzać świadomej myśli ludzkiej w tej walce z siłami przyrody, ze ślepym żywiołem płodności”6. Wyrazistość tego sformułowania można zapisać na rachunek retoryki publicystycznej, ale nawet po uwzględnieniu tej korekty rdzeń myśli Boya pozostaje taki sam; kampania na rzecz regulacji urodzin była dla niego jednym z epizodów wojny toczonej od dawna z „siłami ciemności” pod sztandarem idei postępu. Jako tłumacz literatury francuskiej chętnie powoływał się przy tym na tradycję oświeceniowego racjonalizmu, przejmując zresztą z jego arsenału szereg chwytów polemicznych i strategii demaskatorskich, spośród których warto wymienić krytykę moralnego pozoru oraz prywatnego pozoru7. Ostrze pierwszej zwrócone było przeciw „naszym okupantom”, czyli hierarchom Kościoła katolickiego. Wedle Boya blokowali oni zmiany w ustawodawstwie małżeńskim, mając na uwadze nie tyle względy moralne, co ekonomiczne, zaś przejawem obłudy miały być słono opłacane rozwody kościelne oraz proceder formalnego odtwarzania dziewictwa w przypadku tak zwanych dziewic konsystorskich. Obiektem drugiej byli natomiast adwersarze świeccy, zwłaszcza lekarze i intelektualiści, którzy w życiu prywatnym kierowali się zasadami, równocześnie zwalczanymi w debacie publicznej. Powtarzając ten zarzut wielokrotnie, Boy niezmiennie zadawał pytanie Ile pan ma dzieci?8, sugerując, że demonizowana „regulacja urodzeń” jest od dawna praktykowana przez wyższe warstwy społeczne.

Oświeceniowa retoryka zwiodła dużą część oponentów, przekonanych, że Boy był pisarzem archaicznym, pozbawionym wyczucia dla współczesności. Wynikało to po części z faktu, że z rozmysłem uprawiał strategię, którą później Michael Foucault nazwał „szantażem oświecenia”, polegającym na posługiwaniu się apodyktyczną alternatywą: „albo akceptujecie Oświecenie i zostajecie w tradycji racjonalizmu, albo krytykujecie (…) i wtedy próbujecie uciekać od zasad racjonalności”9. Ujęcie konfliktu w ramy tak sformułowanej opozycji przesłania jednak problem głębszy, bowiem w dwudziestym wieku stało się jasne, że jej człony wchodzą ze sobą w różnorakie, trudne do uzgodnienia interakcje. Zjawisko to, określone przez Theodora W. Adorna i Maxa Horkheimera mianem „dialektyki oświecenia”, polegało na tym, że „rozum” niweczył człowieczeństwo, które wcześniej umożliwił10. Współistnienie tak przeciwstawnych tendencji dostrzec można w dużej części projektów nowoczesnych, także w kampanii Boya, którą cechuje splot postawy emancypacyjnej oraz skłonności do myślenia w kategoriach biopolitycznych. Dotychczas zwracano uwagę przede wszystkim na pierwszy z tych aspektów, o czym dobitnie świadczy opublikowanie w 2008 roku przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej tomu Nasi okupanci, który po raz pierwszy ukazał się w roku 1932, a więc w czasie największej intensywności działań „boyowników”. Reedycji tej patronowało przekonanie, że podjęte problemy, takie jak nadmierny wpływ Kościoła katolickiego na sprawy publiczne oraz opresyjność prawa w stosunku do kobiet, są nadal największymi bolączkami polskiego społeczeństwa11. Ale taka diagnoza doprowadziła do potraktowania publicystycznego dorobku Boya w sposób wybiórczy, pomijający szereg kwestii, które z dzisiejszej perspektywy wydają się równie, a może nawet bardziej interesujące od samych potyczek z klerem. Trzeba bowiem pamiętać, że prowadzona przez niego kampania obejmowała złożoną wiązkę problemów, począwszy od dyskusji na temat miejsca i roli kobiet w społeczeństwie, przez kwestię prostytucji, higieny społecznej, ekonomii przeludnienia i wyludnienia, aż po różnorodne praktyki biopolityczne, „wprowadzające życie i jego mechanizmy w dziedzinę trzeźwych kalkulacji i tworzące z władzy-wiedzy czynnik przekształcania ludzkiego bytu”12. Uwzględnienie splotu tych zagadnień przekonuje, że była ona odpryskiem problemu szerszego, który w pierwszych dekadach budził żywe zainteresowanie opinii publicznej i władz państwowych.

„Co się dzieje z naszą populacją?” – pytał w 1934 roku Aldous Huxley, zaniepokojony ciągłym wzrostem liczby osób upośledzonych w społeczeństwie brytyjskim. Nawoływał przy tym do podjęcia działań prewencyjnych, mających na celu „zachęcanie normalnych i supernormalnych członków populacji do zakładania większych rodzin przy jednoczesnym zapobieganiu tworzenia rodzin przez osoby niedorozwinięte”13. Nie był to bynajmniej postulat odosobniony, bowiem wpisywał się w chór głosów zatroskanych sprawą intelektualistów, którzy w pierwszych dekadach dwudziestego wieku często ostrzegali przed niebezpieczeństwem fizycznej degeneracji Europejczyków. Receptą na ów postępujący uwiąd miała być „rewolucja płodności” (fertility revolution), postulowana zwłaszcza przez ruch na rzecz kontroli urodzeń (birth control movement), który swoją działalność rozpoczął od wytyczenia granicy między społeczeństwem tradycyjnym i nowoczesnym; w pierwszym płodność była wysoka, w drugim zaś powinna stać się niska14. Droga do tego celu miała wieść poprzez zastąpienie dawnej hierarchii wartości moralnością reprodukcyjną (reproductive morality), zaś rezultatem przyjęcia takiej strategii było przeniesienie problemu „regulacji urodzeń” z pola etyki na teren nauki. Stawką podjętych przez nią badań miał być triumf ładu nad chaosem natury, zwycięstwo „świadomej myśli ludzkiej” nad „ślepym żywiołem płodności”.

Wiara w zbawczą moc nauki była bliska Boyowi. Jego uwagę przykuwał zwłaszcza neomaltuzjanizm, a więc pogląd, który, nawiązując do twierdzeń osiemnastowiecznego ekonomisty angielskiego Thomasa Malthusa, głosił, że warunkiem podniesienia poziomu stopy życiowej ludności jest ograniczenie przyrostu demograficznego15. Im mniej liczne społeczeństwo, tym lepiej, powtarzał Boy za zwolennikami tej doktryny, przekonując, że problemy aborcji, zapobiegania ciąży, nędzy w rodzinach wielodzietnych, pauperyzacji narodów europejskich oraz eskalacji napięć między nimi wiążą się ze sobą na zasadzie porządku przyczynowo-skutkowego. Niczym w efekcie domina, jeden czynnik uruchamia kolejny, wprawiając w ruch lawinę coraz trudniejszych do zatrzymania konsekwencji. Z tą alarmującą diagnozą szło w parze przekonanie, że jedyną receptą na rozbrojenie coraz bardziej niebezpiecznej bomby demograficznej jest wprowadzenie proponowanych przez zwolenników „regulacji urodzeń” rozwiązań systemowych, obejmujących wszystkie sfery ówczesnego życia. Dlatego w swoich wywodach Boy poruszał się nieustannie na styku moralności, obyczajowości, ekonomii, polityki i nauki. Natrafiając na takie sąsiedztwo, jego wywody rozszczepiają się na wiązkę prowadzonych równolegle linii argumentacji, które sprowadzić można do kilku podstawowych aspektów.

Kluczem do zrozumienia przesłanek, jakimi kierowali się rzecznicy „regulacji urodzeń”, była konstatowana przez nich głęboka zmiana we współczesnej moralności i obyczajowości, jaka ujawniła się w latach następujących po pierwszej wojnie światowej. Do jej najważniejszych symptomów Boy zaliczał „usamodzielnienie kobiet, rozszerzenie sfery ich pracy i zarobkowania, demokratyzację społeczeństw, renesans ciała ludzkiego, postępy w opanowaniu ciąży oraz przyznawania coraz większej wagi sprawom seksualnym”16. Wyrażał przy tym przekonanie, a była to w latach dwudziestych opinia dość powszechna, że wraz z tymi zjawiskami poczynają się wyłaniać zręby nowoczesnej kultury i nowej hierarchii wartości: „Pomiędzy dawną etyką, której już nie ma, powiada, a nową, której jeszcze nie ma, jest próżnia. W tym stanie rzeczy pozostają dwie drogi: albo ciskać gromy na „zepsucie powojenne” i czynić bezsilne gesty dla zawrócenia biegu życia, albo starać się zorganizować ten chaos i ocenić, co jest w nim przemijające (…), a co początkiem Nowego Świata”17. Jednym z dowodów nadejścia nowej epoki miało być w jego opinii założenie w 1920 roku w Berlinie Światowej Ligii Reformy Seksualnej, stawiającej sobie za cel „oparcie życia nie na zmurszałych kategoriach, ale na pojęciach dzisiejszych, zgodnych z nowoczesnym sumieniem”18.

Retoryka postępu, jaką operowali zwolennicy „regulacji urodzeń”, była ich zdaniem dostateczną legitymizacją do formułowania postulatów dotyczących modernizacji modelu rodziny i życia obyczajowego. W ramach swojej kampanii najwięcej uwagi poświęcali promocji świadomego macierzyństwa, które ich zdaniem, podobnie zresztą jak dla Boya, powinno stać się wyjątkowym przywilejem, powiązanym z powszechną edukacją seksualną. Znamienna dla ówczesnych nastrojów wydaje się być rozpowszechniana przez amerykańskich rzeczników kontroli urodzeń oraz eugeników wizja dwóch opozycyjnych typów macierzyństwa: kretynek (morons) oraz „matek jutra” (mothers of tommorow). Pierwsze to ignorantki, które „mnożą się jak króliki”, natomiast drugie „są postępowymi, spoglądającymi w przyszłość, społecznie odpowiedzialnymi, moralnymi i cywilizowanymi kobietami, które wychowają dzieci jutra”19. Stawką w tej grze nie była bynajmniej jedynie próba wzmocnienia genetycznego kapitału rasy, lecz również chęć okiełznania „ślepego żywiołu płodności”. Ciemnym rewersem niekontrolowanego przyrostu naturalnego był bowiem wedle Boya rozkład rodziny, który odmalowuje w następujący sposób: „dom staje się piekłem, żona w trzydziestym roku życia, schorowaną, starą kobietą, odpychającą fizycznie; mąż ogłuszony piskiem bachorów, widzący żonę albo w ciąży, albo karmiącą, albo i jedno, i drugie razem – ucieka z domu do szynku, gdzie pijaństwem pogłębia jeszcze nędzę rodziny”20. Ten utrzymany w retoryce publicystycznej obrazek, przewijający się w różnych konfiguracjach w wielu wypowiedziach pisarza, osadzany jest zazwyczaj w perspektywie ogólnej, humanistyczna przesłanka zostaje wsparta „prawem wielkich liczb”, czyli danymi statystycznymi, które przytaczał, aby uwiarygodnić swoje rozważania.

Degeneracja rodziny była przede wszystkim kwestią etyki, natomiast widziana w szerszej skali i przeniesiona na piętro rozważań abstrakcyjnych stawała się również problemem ekonomicznym. W pierwszych dekadach dwudziestego stulecia dyskusje na temat polityki populacyjnej często brały pod uwagę fakt, że mikroekonomia rodziny jest mocno sprzęgnięta z makroekonomią społeczną. Dowodząc istnienia takiego związku, Boy przywołał na pomoc autorytety filozoficzne (John Stuart Mill) oraz ekonomiczne, przede wszystkim sądy profesora ekonomii Adama Krzyżanowskiego, polskiego wydawcy dzieł Malthusa oraz autora książki Pauperyzacja polski współczesnej (1925), gdzie podkreślona została rosnąca dysproporcja między dochodami z oszczędności, czyli kapitalizacją, a przyrostem ludności, uniemożliwiającym wzrost zamożności społeczeństwa po 1918 roku. Nawiązywał też do poglądów ekonomistki Zofii Daszyńskiej-Golińskiej, która w pracy Zagadnienia polityki populacyjnej (1927) opowiadała się za programem regulacji urodzeń, upatrując w nim szansę na poprawienie gospodarczej sytuacji kraju. Lektura tych książek była bodźcem do sformułowania radykalnych wniosków; powołując się na przykład Wielkiej Brytanii, gdzie birth control movement okrzyknięty został „krucjatą przeciw nędzy”21, proponował przeszczepienie analogicznych rozwiązań na grunt polski. „Mamy nadmiar ludności – zauważał – ale nie mamy co z nią począć; odchowawszy – z trudem i kosztem – osiemnastoletniego dryblasa, wypychaliśmy go gdzieś za morze, aby się tam ekspatriował. Płodziliśmy na eksport, aby dostarczać niewolników”22. Tymczasem inne państwa stopniowo zaczynały zamykać granice przez polskimi imigrantami, zaś do ich uszczelniania przyczynili się zwolennicy polityki populacyjnej oraz eugenicy, którzy dość nieprzychylnie patrzyli na coraz większą falę imigrantów. Swoją niechęć uzasadniali przy tym badaniami naukowymi, jak miało to miejsce w Stanach Zjednoczonych, gdzie dowodzono, że „upośledzenia umysłowe Europejczyków ze Wschodu i Południa zdarzają się o wiele częściej niż w innych grupach «rasowych»”23.

Propagowana przez zwolenników „regulacji urodzeń” ekonomia postępu (the economics of progress), głosząca, że racjonalne restrykcje zaprowadzone w tej dziedzinie wzmocnią finansowy potencjał państwa, wchodziła w konflikt z innym aspektem polityki populacyjnej, widocznym zwłaszcza w krajach, które przegrały pierwszą wojnę światową. Dominowała w nich podsycana przez czynniki oficjalne tendencja do jak najszybszego uzupełnienia ubytku ludności. Strategia taka wykluczała zaakceptowanie jakiejkolwiek formy „regulacji urodzeń”, którą usiłowano przedstawić nie tylko jako niemoralną, ale wręcz antypatriotyczną. U podstaw tych praktyk tkwił wywiedziony z dyskursu wczesnej nowoczesności aksjomat, wedle którego „wielka liczba ludności oznacza wielką moc. Wielka moc oznacza wielkie zdobycze terytorialne, a te z kolei są równoznaczne z wielkim bogactwem”24. Tego rodzaju założenie było zdaniem Boya mechanizmem napędowym prowadzącym do eskalacji wewnętrznych napięć w Europie, która, pamiętając o hekatombie pierwszej wojny światowej, obawia się rosnącej dysproporcji pomiędzy narodami; „jedni boją się komicznie płodności drugich: Francuzi Niemców, Niemcy Polaków i w ogóle Słowian”25. Ów lęk inspirował polityków i intelektualistów do snucia apokaliptycznych wizji, ostrzegających przed upadkiem germańskiej kultury oraz „zalewem Słowiańskich hord, mających rychło wypełnić próżnię po wygasającej populacji”26. Choć zwolennicy kontroli urodzeń zgodnie stwierdzali, że diagnozy mówiące o „zmierzchu narodu” i „samobójstwie rasy” to nic innego jak „halucynacja połączona ze współczesną megalomanią”27, to ówczesne władze i opinia publiczna często traktowały je poważnie. „Lada ignorant – komentował dyskusje na ten temat w kraju Boy – wyciera sobie buzie hasłami populacyjnymi, krzyczy, że Polska potrzebuje ludzi, jak najwięcej ludzi. Aby bronić rubieży… oprzeć się nawale… nie dać piędzi… etc”28. Przekonania takie sprawiały, że w wymiarze demograficznym odbywał się swoisty wyścig zbrojeń, bowiem próby manipulowania przyrostem naturalnym stawały się jednym z elementów imperialno-wojennych kalkulacji; „Pod eufemistycznym mianem «polityka populacyjna» – przekonywał – kryje się po prostu najczęściej militaryzm i «mięso armatnie». Ale i kwestia «armatniego mięsa» zmienia się zależnie od warunków wojny. Przyszła wojna – o ile jest do pomyślenia, aby Europa do tego masowego samobójstwa dopuściła! – będzie wojną przemysłową, naukową, chemiczną, bakteriologiczną; nie ilość mięsa armatniego będzie w niej rozstrzygać”29. Z dzisiejszej perspektywy słowa te wydają się gorzkim, podszytym ironią losu, proroctwem, które, na co warto również zwrócić uwagę, podważa logikę wywodów Boya, bowiem przywołany przez niego straszak „wojny totalnej” odsuwa kwestię populacyjną na dalszy plan, sytuując w centralnym punkcie problem sojuszu między technologią a militaryzmem. Niezależnie jednak od tych nieścisłości Boy wierny jest tutaj głoszonemu przez siebie imperatywowi humanistycznemu, płacąc za jego realizację cenę ześliźnięcia się na teren utopijnych, idealistycznych haseł. W szóstym punkcie katechizmu „regulacji urodzeń” stwierdzał, że „zgodne porozumienie się celem ograniczenia ilości urodzeń jest rozwiązaniem współżycia narodów”30, a w innym znów miejscu budował następującą opozycję: „Regulacja urodzeń to program pacyfizmu, uznania praw innych narodów, zgodnego współżycia ras; hasło nieograniczonego płodzenia to imperializm, to odwet, to przyszła wojna. Dzień, w którym kobieta polska porozumiałaby się z niemiecką co do «demobilizacji macic», byłby ważnym dniem dla pokoju ludzkości”31.

Podobnie sprawę naświetlali europejscy neomaltuzjaniści. Na cyklicznie organizowanych konferencjach międzynarodowych (International Neo-Malthusian and Birth Control Conferences) nawoływali społeczeństwa do wyciągnięcia lekcji z wydarzeń, które doprowadziły do wybuchu pierwszej wojny światowej. Wedle ich opinii była ona, podobnie jak wcześniejsze wojny kolonialne, spowodowana nadmiernym przeludnieniem globu; ciągływzrost populacji – twierdził jeden z nich w 1922 rokujest czynnikiem skrajnego zagrożenia”32. W analogicznym tonie wypowiadały się ówczesne feministki, przekonane, że „głosy matek mogą powściągać barbarzyńskie militarystyczne roszczenia, w myśl których kobiety mają obowiązek rodzić dzieci, aby zapewnić siłę armii”. Dlatego ich zdaniem alternatywa, przed jaką stoi ówczesna Europa, była prosta: „regulacja urodzeń albo wojna” (birth control or war)33.

Bliska takiej perspektywie była postawa Boya, który dowodził, że wszystkie imperialne „bajdy populacyjne” nie biorą pod uwagę faktu, że akurat w tym przypadku ilość bynajmniej nie przekłada się na jakość; „liczba urodzin nie dowodzi jeszcze niczego, bo w ślad za nią idzie wzmożona śmiertelność dzieci, a co więcej – (…) nędza, zdziczenie choroby i zbrodnie”34. Ciemnym rewersem obsesji przyrostu naturalnego była postępująca degeneracja społeczeństwa, które ulegając presji czynników politycznych, oddalało się jednocześnie od wymarzonego przez nie ideału. W polskich realiach „klęska płodności” prowadziła do „ubytku kapitału” społecznego, oraz „upośledzenia” i „zmniejszenia wartości materiału ludzkiego”. Argumentacja taka, podobnie jak w przypadku innej, ekonomicznej, odsuwa na bok kwestie etyczne, sytuując na pierwszym planie opartą na wyliczeniach statystycznych perspektywę racjonalną, zaś taki sposób myślenia wpisuje się poniekąd w logikę rozumu instrumentalnego, sprowadzającego wszystkie zjawiska i problemy do wartości abstrakcyjnych. „Liczba – napiszą niedługo potem w oskarżycielskim tonie Adorno i Horkheimer – stała się kanonem oświecenia 35.

W latach międzywojennych podobną retoryką posługiwali się członkowie Polskiego Towarzystwa Eugenicznego. Opierając się na założeniach wywiedzionych z paradygmatu ewolucyjnego, postulowali konieczność wdrożenia rozwiązań instytucjonalnych, których celem miała być eugeniczna korekta społeczeństwa. Swoje poglądy głosili przede wszystkim na łamach czasopisma „Zagadnienia Rasy”, dążąc do wywarcia jak największej presji na czynniki rządowe, które zresztą wobec ich poglądów nie pozostawały obojętne (swoich zwolenników mieli zwłaszcza w Ministerstwie Zdrowia Publicznego – wiceminister Tomasz Janiszewski oraz kilkukrotny minister Witold Chodźko). W 1935 roku powołana została Sekcja Eugeniczna Państwowej Naczelnej Rady Zdrowia przy Departamencie Zdrowia Ministerstwa Opieki Społecznej, która aż do 1939 pracowała nad różnymi wariantami ustaw sterylizacyjnych. Jednak mimo usilnych prób ich poglądy nie zyskały zbyt dużej popularności, o czym przesądził splot paru czynników, do których, zdaniem Magdaleny Gawin, należała silna pozycja Kościoła katolickiego, odstraszający przykład faszystowskich Niemiec oraz niechętnie nastawienie polskich środowisk politycznych do teorii rasowych36.

Dzieje przymierza eugeników ze zwolennikami „regulacji urodzeń” były dość burzliwe. Pierwsi początkowo zachowywali dystans do idei głoszonych przez drugich, co wynikało w znacznej mierze z faktu, że naznaczone były one piętnem społecznego radykalizmu. Wbrew temu, co sugerował Boy, piszący o coraz powszechniejszej akceptacji postulatów wpisanych w program birth control movement w Europie i Stanach Zjednoczonych, naukowcy i intelektualiści często unikali tego drażliwego podówczas tematu. Świadczy o tym fakt, że w 1924 roku amerykańskie partie kobiece („National Woman’s Party” i „The League of Women Voters”) odmówiły wsparcia postulatów tego ruchu, ponieważ kolidował z wyznawanymi przez nie koncepcjami kobiecości macierzyństwa i postępu. Dając przyzwolenie badaniom nad sterylizacją, którą uznawały za strategię prowadzącą do zredukowania degeneracji społeczeństwa, odmawiały jednocześnie aprobaty dla programu „kontroli urodzeń” ze względu na jego kontrowersyjną naturę37. Stopniowo jednak eugenicy zaczęli z coraz większą przychylnością traktować „kontrolę urodzeń”, popierając wiele głoszonych przez ruch postulatów. Z ich punktu widzenia był to jednak raczej sojusz strategiczny niż ufundowany na przesłankach światopoglądowych, bowiem wspólnota środków nie szła tutaj w parze ze wspólnotą celów. Modernizacja małżeństwa, powszechna edukacja seksualna i promocja antykoncepcji były dla nich drogą – co prawda nie najkrótszą – do zapanowania nad „ślepym żywiołem płodności”, który w ich opinii był głównym winowajcą degeneracji genetycznej. Wewnątrz dyskursu eugenicznego hasła ruchu birth control stawały się jednym z komponentów doktryny postępu rasowego.

Podobnie rzecz miała się w Polsce. Eugenicy z uwagą śledzili poczynania ruchu na rzecz „regulacji urodzeń”, bowiem dotykał on istotnych punktów ich programu, takich jak stosunek do idei neomaltuzjańskiej oraz kwestia penalizacji aborcji, nad którą trwały wówczas ożywione dyskusje toczone na marginesie prac Komisji Kodyfikacyjnej. Boy widział w nich potencjalnych sprzymierzeńców, lecz z żalem odnotowywał: „Eugenika od dawna interesuje się kwestią świadomego macierzyństwa. Istniejąca u nas poradnia eugeniczna obejmuje i ten dział, ale robi to tak nieśmiało i trwożliwie, że nikt nawet nie wie o jej istnieniu. (…) Z eugenikami trudno się na tym punkcie dogadać; kiwają głowami, przyparci do muru przyznają rację, ale zaraz potem zaczną gadać o «potrzebie licznej Polski», ba, nawet o «żółtym niebezpieczeństwie»”!38. Różnica ta, wynikająca z szeregu przesłanek światopoglądowych i politycznych, z biegiem czasu zaczęła się nieco zacierać, zaś samemu procesowi sprzyjała z pewnością recepcja idei Herberta Geore’a Wellsa oraz publikacja polskich przekładów książek Bertranda Rusella Małżeństwo i moralność i Juliana Huxleya Co śmiem myśleć. Pisarze ci, popularni zwłaszcza w środowisku polskich liberałów skupionych wokół „Wiadomości Literackich”, odrzucali do prawda nazbyt drastyczne punkty programu eugenicznego, ale jednocześnie w pewnych aspektach byli zwolennikami „państwa ogrodniczego”39, regulującego przyrost naturalny za pomocą zracjonalizowanych metod opracowanych na terenie badań naukowych. Rdzeniem tych koncepcji było przekonanie, że idea zinstytucjonalizowanej korekty społeczeństwa stanowi jeden z aspektów wielkiej narracji postępu. Poglądy takie współbrzmiały z – jak to ironicznie określił Karol Irzykowski – „postępowiczowstwem” polskiej inteligencji i to właśnie za sprawą takiego stanu rzeczy na początku lat trzydziestych doszło do pewnego zbliżenia pomiędzy eugenikami a liberałami skupionymi wokół „Wiadomości Literackich”, które w 1932 roku założyły dodatek „Życie Świadome”, stanowiący trybunę dla zorganizowanej przez Boya Ligi Reformy Obyczajów. Postulowano tam między innymi zniesienie penalizacji zabiegów aborcyjnych, propagując jednocześnie śluby cywilne, wychowanie seksualne dzieci i młodzieży oraz neomaltuzjanizm eugeniki40. Umocnienie tego aliansu przyniosły następne lata; w 1934 roku odbył się Pierwszy Ogólnopolski Zjazd w Sprawie Regulacji Urodzeń i Reformy Seksualnej, na którym pisarze i publicyści skupieni wokół Boya podjęli wraz z rodzimymi eugenikami uchwałę wzywającą państwo do opracowania ustaw mających uniemożliwić wydawanie na świat potomstwa chorego lub obarczonego chorobą, wprowadzając jednocześnie dobór świadomy, oparty na wskazaniach eugeniki41. Za najważniejsze środki prowadzące do tego celu uznano stosowanie przymusu wyjaławiania osób cierpiących na ciężką dziedziczną chorobę, ustawowe wprowadzenie przedmałżeńskich świadectw, uwzględniających poza stanem zdrowia również i dziedziczne cechy patologiczne (…), możliwość przerywania ciąży ze wskazań eugenicznych, zakładanie jak najliczniejszych poradni przedślubnych i eugenicznych42.

Uchwała ta zwraca uwagę z paru powodów. Przede wszystkim dowodzi, że w Polsce lat trzydziestych przymierze pomiędzy zwolennikami „regulacji urodzeń” a eugenikami zostało zawarte (i to raczej na warunkach tych drugich). Po drugie, skłania do postawienia pytania o jego długofalowe konsekwencje, których obie strony nie brały być może pod uwagę, koncentrując się na bilansie doraźnych zysków propagandowych. Tymczasem z dzisiejszej perspektywy, uwzględniającej wpisany w teorie eugeniczne zbrodniczy potencjał, jaki ujawnił się w ciągu drugiej wojny światowej, jasno widać, że „boyownicy” igrali z narzędziami, które Zygmunt Bauman zaliczył do podstawowych akcesoriów „państwa ogrodniczego”. Ale tutaj rodzi się pytanie: czy zdawali sobie z tego sprawę?

Być może na ich decyzjach zaważył pośpiech, z jakim chcieli wdrożyć w życie postulowane przez siebie rozwiązania. Dyskurs eugeniczny podsuwał im nie tylko sposoby na rozwiązanie piętnowanych przez nich bolączek polskiego społeczeństwa, ale wyposażał również w język pozornie obiektywnej retoryki naukowej, którą mogli wesprzeć często dość emocjonalne argumenty. Ponadto eugenicy cieszyli się w tym czasie względną aprobatą opinii publicznej i intelektualistów w wielu krajach Europy i Stanach Zjednoczonych, o czym może świadczyć fakt, że proponowane w cytowanej powyżej uchwale rozwiązania w mniejszym lub większym stopniu były tam wdrażane w życie. Wiązało się to niewątpliwie z faktem, że wyrażali oni niepokoje społeczne w popularnym wówczas języku progresywizmu, mocno akcentując patronujące im humanistyczne przesłanki. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście trudno im takowych intencji odmówić, o czym przekonuje głos jednego z nich, Williama J. Robinsona, który w książce Eugenics, Marriage and Birth Control (1917), wyliczył dwanaście powodów, dla których zdecydował się poprzeć wymienione w tytule ruchy. Mowa tutaj o pogrążaniu się w nędzy wielu rodzin, rozprzestrzenianiu się neuroz i chorób, dramatycznym losie niechcianych dzieci, fizycznej i psychicznej rujnacji zdrowia kobiet, wreszcie o tym, że „ludzie nie są zwierzętami i powinni mieć prawo zdecydować jak wiele i kiedy będą mieć dzieci”43. W zaskakująco podobnym tonie utrzymany jest sformułowany przez Boya ośmiopunktowy katechizm „regulacji urodzeń” wyłożony w artykule „Łopatologia” (1931) z tomu Nasi okupanci (1932). Empatia i współczucie dla jednostek, którym kultura i władze państwowe odmawiają prawa do pełnego samostanowienia, idzie tutaj w parze ze wskazaniem głównego winowajcy takiego stanu rzeczy. Jest nią płodność, powiada, – „będąca jednocześnie blichtrem i klęską oraz nadmiar, który prowadzi do olbrzymiego ubytku kapitału”44.

Wszystkim poczynaniom Boya przyświecał zatem lęk przed nadmiarem, który w dzisiejszym dyskursie socjologicznym określany jest mianem przeludnienia, a to z kolei, jak przekonuje Bauman, jest konceptem nieco sztucznym, ale za to na wskroś nowoczesnym. Czerpiąc ze zdobywczego ducha tej epoki siłę i inspirację, przejmował również jego słabości, które sprawiły, że prowadzona przez niego kampania poczęła się wikłać w pewną dwuznaczność, która wyraźnie doszła do głosu w momencie zawarcia paktu z eugenikami. Przejawia się ona w tendencji do myślenia dychotomicznego, przy którego pomocy definiuje cały ów konflikt: wrogiem postępu są siły „ciemnoty”, „zabobonów” i „apatii”45, stawką – triumf racjonalizmu i nauki, zaś polem bitwy – mentalność i obyczajowość Polaków. Ale jest to bynajmniej wojna lokalna, lecz zaledwie jedna z odsłon globalnego konfliktu, który Boy chętnie wpisuje w ramy wielkiej narracji emancypacji i postępu. Mając na uwadze tak wielkie i szczytne cele, nie stawiał pytań o motywacje, jakie powodowały jego sojusznikami, a przecież były one nader złożone i dwuznaczne. Choć w tym czasie konsekwencje eugeniki negatywnej rysowały się jeszcze dość mgliście, to były mimo wszystko na tyle wyraźne, że budziły sprzeciw dużej części oponentów. Tymczasem Boy nie był skłonny przyznać im pewnej dozy racji, bowiem wpadał w zastawioną przez samego siebie pułapkę myślenia dychotomicznego, które zmuszało go do wyrazistego opowiedzenia się po jednej ze stron. W ten sposób mimowolnie i zapewne nie do końca świadomie otwierał furtkę do legitymizacji praktyk biopolitycznych, których celem było nie tylko zdyscyplinowanie populacji, lecz również uruchomienie procesu wykluczenia, obejmującego jednostki uznawane za nosicieli „nieodpowiedniego” materiału genetycznego. Snując marzenia o doskonałym jutrze, dawał mimowolnie przyzwolenie na rozszczepienie życia jednostki na wymiar biologiczny i polityczny, którego efektem było powstanie kategorii obywateli określonych przez współczesnego filozofa mianem homo sacer46.

Wynikało to z faktu, że postawa Boya ufundowana była na przecięciu dwóch motywów, które pozostawały ze sobą w konflikcie, a jednocześnie wzajemnie się warunkowały. Jako realista i relatywista, odsuwał na plan pierwszy dualizm dobra i zła, przekonując, że moralne argumenty adwersarzy są jedynie fasadą, za która kryją się partykularne interesy ekonomiczne oraz zapędy do rozciągnięcia kontroli nad wszystkimi aspektami życia jednostki. Dlatego nie cofał się przez wytoczeniem najcięższych zarzutów pod adresem hierarchów Kościoła i związanych z nimi działaczy prawicowych, zarzucając im obłudę, bigoterię i podwójne standardy etyczne. Z drugiej strony, jako utopista, zawzięcie owego dualizmu się trzymał, ponieważ potrzebował go do osadzenia swoich działań w planie teleologicznym; jego walka, jak przekonywał, ma na celu wyzwolenie ludzkości spod wszystkich ciążących na niej ograniczeń. Relacjonując badania austriackiego lekarza, testującego zastrzyki antykoncepcyjne na zwierzętach, prognozował:

„Nie ma powodu, aby to samo nie miało sprawdzić się na ludziach. I tu może leży rozwiązanie tej ważnej kwestii socjalnej; to może zmieniłoby postać świata w niedalekiej przyszłości. Wszystkie okrutne paragrafy o przerywaniu ciąży stałyby się zbyteczne, człowiek panowałby świadomie nad regulacją swego potomstwa. Wówczas może zaczęłoby się triumfalne królowanie człowieka. Kwestia materialnych braków złagodzi się, człowiek będzie się mógł oddać szlachetniejszym zadaniom (…) Wojny i rzezie staną się mitem takim jak wojna trojańska. A gdyby się z czasem okazało, że ludzi jest zbyt mało, że dzieci rodzi się nie dość, wówczas społeczeństwo znajdzie niechybnie sposoby, aby swą wydajność pomnożyć”47.

Jakkolwiek Boy usiłował obrócić swoje marzenia w żart, to ów sielankowo-utopijny obrazek mówi o jego stanowisku więcej, niżby chciał tego sam, dając wyraz przeświadczeniu, że „droga do triumfalnego panowania człowieka” wiedzie przez rozwiązanie kwestii „regulacji urodzeń”. Wygłoszony tutaj hymn na cześć nauki i wynalazków jest na wskroś nowoczesny, nie tylko z tego względu, że opiera się na wierze w twórczą moc sojuszu pomiędzy nauką, wiedzą i postępem, lecz również dlatego, że wpisany został w ramy rzutowanego w przyszłość projektu. Dla jego zrealizowania Boy nie cofnął się przed zawarciem paktu z eugenikami, choć trzeba pamiętać, że ich towarzystwo – z tamtej perspektywy być może oczywiste – kłopotliwe stawało się dopiero w następnych latach i dekadach, kiedy uruchomiony został cały niszczycielski potencjał zawarty w głoszonych przez nich ideach. Z dzisiejszej perspektywy widać, jak zawikłane były dzieje projektów nowoczesnych, które czerpiąc siłę z impulsu emancypacyjnego i przesłanek humanistycznych, załamywały się na granicy dyskursu naukowego i politycznego. Zawartym w nich obietnicom przyszłych zdobyczy i osiągnięć, bo tych przecież Boyowi odmówić nie sposób, niczym złowieszczy cień towarzyszyła pokusa, aby przyspieszyć ich realizację przy pomocy praktyk eugenicznych.

Aleksander Wójtowicz
Pierwodruk artykułu: „Pamiętnik Literacki” 2012, z. 4.

 

Dr hab. Aleksander Wójtowicz – adiunkt w Zakładzie Literatury XX i XXI wieku Instytutu Filologii Polskiej UMCS w Lublinie. Autor książek Cogito i „sejsmograf podświadomości”. Proza Pierwszej Awangardy (Lublin 2010), Nowa Sztuka. Początki (i końce) (Kraków 2016). Autor, współautor i redaktor publikacji w wydawnictwach zwartych i czasopismach.

 

1 J.E. Skiwski, Życie ułatwione, w: Na przełaj oraz inne szkice o literaturze i kulturze, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1999, s. 138–147.

2 K. Irzykowski, Postępowiczostwo, w: Walka o treść. Beniaminek, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1976, s. 492.

3 A. Nowaczyński, Boyszewizm, w: Prawda o Boyu-Żeleńskim, Dom Książki Polskiej, Warszawa 1933, s. 110 i 115.

4 M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Prawo nieurodzonych, w: Poezje, t. 1, Czytelnik, Warszawa 1958.

5 Jako pierwszy zwrócił na to uwagę Karol Irzykowski. Zob. K. Irzykowski, Beniaminek, w: Walka o treść…, s. 353–4.

6 T. Żeleński (Boy), Błogosławieństwo Boże, w: Pisma, t. XV, Dziewice konsystorskie, Piekło kobiet, Jak skończyć z piekłem kobiet?, Nasi okupanci, red. H. Markiewicz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1958, s. 143.

7 P. Sloterdijk, Krytyka cynicznego rozumu, przeł. P. Dehnel, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, Wrocław 2008, s. 56 i 76.

8 T. Żeleński (Boy), „Ile pan ma dzieci?”, w: Pisma, t. XV…, s. 244.

9 M. Foucault, Czym jest Oświecenie?, w: Filozofia. Historia. Polityka. Wybór pism, przeł. D. Leszczyński, L. Rasiński, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2000, s. 286–7.

10 M. Horkheimer, T.W. Adorno, Dialektyka Oświecenia. Fragmenty filozoficzne, przeł. M. Łukasiewicz, Wydawnictwo Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 1994.

11 T. Żeleński (Boy), Nasi okupanci, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008. Zob. zwłaszcza wstęp Artura Żmijewskiego w obronie „nie swoich” spraw, s. 5–11.

12 M. Foucault, Historia seksualności, przeł. B. Banasiak, T. Komendant, K. Matuszewski, Czytelnik, Warszawa 2000, s. 125.

13 A. Huxley, What is Happening to Our Population?, w: Politics and population control. A Documentary History, red. K.A. Tobin, Greenwood Press, Westport 2004, s. 40.

14 K. Fisher, Birth Control, Sex & Marriage in Britain 1918–1960, Oxford University Press, New York 2006, s. 2.

15 T. Żeleński (Boy), Błogosławieństwo Boże…, s. 143.

16 T. Żeleński (Boy), Walka o reformę seksualną, w: Pisma, t. XVII, Felietony. 2, red. H. Markiewicz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1959, s. 226.

17 Tamże, s. 226–7.

18 Tamże.

19 W. Kline, Building a Better Race: Gender, Sexuality, and Eugenics from the Turn of the Century to the Baby Boom, University of California Press, London 2001, s. 29.

20 T. Żeleński (Boy), Błogosławieństwo Boże…, s. 140–1.

21 T. Żeleński (Boy), Błogosławieństwo czy przekleństwo, w: Pisma, t. XV…, s. 159.

22 T. Żeleński (Boy), Bajdy „populacyjne”, tamże, s. 230.

23 D. Kevles, In the Name of Eugenics: Genetics and the Uses of Human Heredity, Harvard University Press, Cambridge 1995, s. 132.

24 Z. Bauman, Życie na przemiał, przeł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 60.

25 T. Żeleński (Boy), Błogosławieństwo Boże…, s. 140.

26 A. Grossmann, Reforming Sex: The German Movement for Birth Control and Abortion Reform, 1920–1950, Oxford University Press, New York 1995, s. 2.

27 J.M. Robertson, The Economics of Progress, w: Politics and population control..., s. 26.

28 T. Żeleński (Boy), Bajdy „populacyjne”…, s. 230.

29 T. Żeleński (Boy), Błogosławieństwo Boże…, s. 139.

30 T. Żeleński (Boy), „Łopatologia”, w: Pisma, t. XV…, s. 272.

31 T. Żeleński (Boy), Błogosławieństwo czy przekleństwo…, s. 156.

32 A. Nystrom, Over-Population of the Earth and Its Dangers, w: Politics and population control..., s. 76.

33 R. Schwimmer, Birth Control or War, tamże, s. 78.

34 T. Żeleński (Boy), Bajdy „populacyjne”…, s. 230.

35 M. Horkheimer, T.W. Adorno, Dialektyka Oświecenia…, s. 23.

36 M. Gawin, Rasa i nowoczesność. Historia polskiego ruchu eugenicznego, Wydawnictwo Neriton–Instytut Historii PAN, Warszawa 2003, s. 309.

37 W. Kline, Building a Better Race…, s. 63–4.

38 T. Żeleński (Boy), Eugenika, w: Pisma, t. XV…, s. 243.

39 Z. Bauman, Wieloznaczność nowoczesna, nowoczesność wieloznaczna, przeł. J. Bauman, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995, s. 50 i nast.

40 M. Gawin, Rasa i nowoczesność…, s. 226.

41 Tamże, 231–2.

42 „Życie Świadome”, 1936, nr 1.

43 W.J. Robinson, Eugenics, Marriage and Birth Control, w: Politics and population control..., s. 126–7.

44 T. Żeleński (Boy), „Łopatologia”…, s. 272.

45 T. Żeleński (Boy), Prawica i lewica, w: Pisma, t. XV…, s. 242.

46 G. Agamben, Homo sacer. Suwerenna władza i nagie życie, przeł. M. Salwa, Prószyński i S-ka, Warszawa 2008.

47 T. Żeleński (Boy), Błogosławieństwo czy przekleństwo…, s. 163.