O Słówkach mawiano, że są książką, którą rodzice chowają przed dziećmi a dzieci chowają ją przed rodzicami. Czy przed Panią też chowano Słówka…?
Barbara Winklowa: Ze Słówkami po raz pierwszy zetknęłam się przed wojną. Pamiętam, że jako dzieci chodziliśmy parami do kościoła. Nie mogłam wówczas zrozumieć dlaczego pan kierownik, siedzący w ławce, śmieje się niemal przez całą mszę! Pewnego razu odważyłam się i zapytałam mojego tatę dlaczego pan Szydłowski się śmieje. „Bo czyta Słówka” – odpowiedział. Pomyślałam wówczas, że musi to być jakiś rodzaj książki do nabożeństwa…
Dlaczego tyle miejsca w swojej twórczości poświęciła Pani właśnie Boyowi?
O tym, że zajęłam się Boyem w dużej mierze zadecydował przypadek. Pracownia dokumentacji przy Instytucie Badań Literackich miała za zadanie opracować monografie najsłynniejszych pisarzy i krytyków. Wytypowano kilkanaście nazwisk i przydzielono je nam jako tematy prac doktorskich. Mnie przydzielono Boya-Żeleńskiego. Wtedy dopiero przyznałam się, że z jego książek miałam w ręku tylko Słówka! Praca nad monografią Boya zbiegła się równocześnie z wydaniem jego Pism w Państwowym Instytucie Wydawniczym. I tutaj znowu przypadek zadecydował, że publikacje te połączono z moją osobą. Pracujący wtedy w PIW-ie mój kolega Jan Józef Lipski wspomniał o tym, że przygotowuję monografię biobibliograficzną i zaproponował, aby zaprosić mnie do komitetu redakcyjnego. Tak więc pracując nad monografią Boya, równocześnie robiłam noty bibliograficzne do każdego z tomów Pism. Następne w kolejności ukazały się Listy Boya, w moim opracowaniu, ciągle jednak miałam świadomość, że pewne zagadnienia – szczególnie okres lwowski – podane zostały bardzo skrótowo i należałoby poświęcić im więcej miejsca. Pamiętam, zaczynał się stan wojenny, kiedy ukazywały się ostatnie zeszyty „Kultury Niezależnej”. Marta Fik, która była wtedy redaktorem namówiła mnie do napisania artykułu wyjaśniającego powody, dla których wspomniany okres został potraktowany tak skrótowo. Ten artykuł ukazał się bodajże w ostatnim numerze „Kultury Niezależnej”.
Po monografii Boya napisała też Pani monografię jego antagonisty Karola Irzykowskiego.
Karolem Irzykowskim zajęłam się ze względu na Boya. Byli to dwaj najwybitniejsi polscy krytycy, a jednak sposób podejmowania przez nich tych samych tematów był skrajnie różny. Karol Irzykowski bardzo mnie pod tym względem zainteresował, jednak okazał się być dla mnie tak trudnym krytykiem, że dosłownie utonęłam w jego pismach i biografii na kilka lat. Pamiętam dość zabawną sytuację związaną z informacją o tym, że Instytut Badań Literackich planuje wydanie monografii największych polskich pisarzy. Niedługo potem zjawiła się w Instytucie energiczna pani w średnim wieku, domagając się rozmowy z moją kierowniczką, panią Ewą Korzeniewską. Po krótkiej rozmowie pani Ewa wezwała również mnie. Nasza rozmówczyni – a była to Zofia Irzykowska, córka Karola – powiedziała, że naturalnie zgadza się z hierarchią nazwisk podanych w tej informacji, ale jednocześnie pyta, gdzie jest Karol Irzykowski?! Jeżeli bowiem uznajemy dorobek Boya-recenzenta, tym bardziej powinniśmy uwzględnić jej ojca, który ma dorobek dużo większy i dokładniejszy pod względem merytorycznym. Przyznam, że w tamtym momencie zapadła dość duża konsternacja, ponieważ uświadomiłyśmy sobie, że istotnie Karol Irzykowski został pominięty. Pani Ewa zapewniła Zofię Irzykowską, że jej ojciec z pewnością zostanie uwzględniony. Tak też się stało. Niebawem zaczęłam pracę nad Pismami Irzykowskiego w Wydawnictwie Literackim, gdzie robiłam noty bibliograficzne do poszczególnych tomów. Zdobyte doświadczenie wykorzystałam do napisania podobnej i niepodobnej monografii bibliograficznej, niepodobnej bo chyba lepszej niż ta poświęcona Boyowi.
Jak ocenia Pani Beniaminka, o którym Krzywicka napisała, że „napsuł dużo krwi Boyowi”?
Uważam, że Boya – bardziej niż sama polemika – denerwowała forma, na jaką zdecydował się Irzykowski. Trudno o dwie tak różne względem siebie osoby. Najlepiej ilustruje to karykatura Zaruby, ukazująca Boya i Irzykowskiego podczas posiedzenia PAL, zwróconych plecami do siebie. Obydwaj byli dobrze wykształceni, podejmowali te same tematy. Byli filarami krytyki literackiej, a wokół ich sporu toczyły się dyskusje na łamach „Wiadomości Literackich”. A jednak bardzo różnili się w podejmowaniu tych tematów. Irzykowskego ciekawiła teoria literatury, historia i tradycje literackie.
Obydwaj byli członkami Polskiej Akademii Literatury, czy wzajemne towarzystwo było dla nich w jakiś sposób bolesne?
W listach Karola Irzykowskiego nie ma najmniejszej wzmianki na ten temat, z kolei Boy był człowiekiem niezwykle uprzejmym. Zofia Żeleńska opowiadała, że kłaniał się Irzykowskiemu na wszystkich premierach. Był człowiekiem o niezwykle ciepłym usposobieniu, a swoją grzeczność starał się okazywać na każdym kroku.
W pracy nad biobibliografią Boya cennym doradcą była żona pisarza, Zofia Żeleńska…
Przypomniało mi to zabawne zdarzenie z okresu, kiedy spotykałam się z panią Zofią. Tak się złożyło pewnego razu, że nie mogłam pójść na umówioną wizytę i nie chciałam jej też odwoływać, ponieważ chodziło jedynie o odebranie materiałów. Pani Zofia była wspaniała, ale jak mi się wówczas wydawało, kompletnie nie zwracała uwagi na to z kim rozmawia. Poprosiłam więc zaprzyjaźnioną koleżankę – a była to Jadzia Kaczyńska, mama pana Prezydenta – aby poszła za mnie. Należało jedynie wejść, odebrać materiały i podziękować. Przy następnej wizycie pani Zofia bardzo grzecznie zapytała mnie czy często zmieniam uczesanie i kolor włosów! Oczywiście wszystko zauważyła, ale na szczęście nie obraziła się.
Zofia Żeleńska zmarła w 1956 r. Jak Ją Pani wspomina po przeszło pięćdziesięciu latach?
Widzę ją przez pryzmat tego, co napisał o niej Wyspiański w Weselu. Dzisiaj w Rydlówce można zobaczyć dwa portreciki sióstr Pareńskich: Zosi i Maryny. Zosia w chusteczce zawiązanej pod brodą. Taka właśnie była. Bardzo delikatna, jakby prześwietlona. Była zupełnym przeciwieństwem towarzyskiej, przebojowej Maryny. Ale był okres, kiedy potrafiła się bawić na całego, gdy związała się z Witkacym. Pan Władysław opowiadał, że zdarzały się sytuacje, kiedy wracała do domu dość późno, a Boy odprowadzał ją do łóżka. Myślę, że rola żony tak sławnego człowieka była – i jest – niezwykle trudna. Zofia Żeleńska chciała mieć własne życie.
Zofia Żeleńska odegrała również ogromną rolę w działalności translatorskiej Boya…
Bardzo szybko w tym związku narodziła się przyjaźń i wzajemny szacunek. Boy miał wsparcie i pomoc żony nie tylko przy korekcie przekładów, ale również podczas publicystycznej walki o reformę obyczajową. Nie angażowałaby się tak bardzo, gdyby nie widziała sensu w tym, co robi jej mąż. Byli do siebie bardzo przywiązani. Pierwszą rzeczą, jaką robił Boy po premierze, był telefon do żony, aby opowiedzieć o pierwszych wrażeniach.
Nie chodzili razem na premiery?
Bardzo rzadko. Zofia Irzykowska, która na premiery przychodziła z ojcem, wspominała, że zawsze był sam.
Jaką rolę odegrał w życiu Boya Władysław Żeleński?
Ogromną. Była między nimi duża różnica wieku, ponieważ pan Władysław był niemal rówieśnikiem jego syna, jednak mieli podobne zainteresowania i jednakowe spojrzenie na ówczesne problemy obyczajowe. Ważną rolę odegrała tu Boyowa, której się Władysław bardzo podobał, a i ona nie była mu obojętna. Myślę, że Boya, który był człowiekiem niezwykle otwartym, bardzo to cieszyło.
W latach siedemdziesiątych Władysław Żeleński walczył o dobre imię stryja m.in. na łamach londyńskich „Wiadomości” i paryskiej „Kultury”. W dużej mierze przyczynił się też do powstania Pani książki Boy we Lwowie.
Pan Władysław właściwie zmusił mnie do napisania tej książki. W jego korespondencji do mnie powracała kwestia wyjaśnienia okresu lwowskiego w życiu Boya. Pracowałam wtedy nad monografią o Irzykowskim, dlatego poinformowałam pana Władysława, że nie ma możliwości abym w tym momencie zajmowała się też Boyem. Niespodziewanie w 1989 r. dotarła do mnie ogromna paczka z Paryża. Znajdowały się w niej wszystkie materiały dotyczące pobytu Boya we Lwowie oraz mordu profesorów lwowskich. Miałam poczucie, że pan Władysław nie na darmo te wszystkie materiały zgromadził.
Czy nie uważa pani, że Władysław Żeleński nieco brązowił Boya?
Wydaje mi się, że nie. Jego starania o odkłamanie okresu lwowskiego wynikały z ogromnej admiracji Boya. Bardzo cenił stryja, jego teksty znał niemal na pamięć. Miał przy tym ogromne poczucie humoru i kochał anegdoty. Kiedy w 2001 r. ukazała się moja książka Boyowie, pan Zbigniew Sroczyński, siostrzeniec Władysława Żeleńskiego, miał mi za złe ujawnienie związku Zosi z Witkacym. Pan Władysław był książką zachwycony. Bardzo lubił Zosię i cieszył się, że jej postać została utrwalona w literaturze.
Irena Krzywicka często podkreślała więź łączącą ją z Boyem. Jak odnosiła się do związków męża Zofia Żeleńska?
Z pewnością w pierwszych latach małżeństwa ta kwestia była dla nich dużym problemem. Z czasem, kiedy wycichły emocje, pojawiła się ogromna przyjaźń. Obydwoje bardzo o siebie dbali i zabiegali o to, aby realizować się każde na swój sposób. Pani Zofia była bardzo mądrą kobietą i odnalazła się w tej skomplikowanej sytuacji. Nigdy nie rozmawiałyśmy na ten temat.
We wspomnieniach z tamtego okresu pojawia się opinia, że Boyowa nie lubiła Krzywickiej.
Pani Zofia mówiła o Irenie Krzywickiej ciepło, jednak była osobą bardzo dyskretną. Jeśli nie było potrzeby wkraczania w sprawy osobiste, nigdy tego nie robiła. Nasze rozmowy skupiały się wokół biobibliografii, nad którą wówczas pracowałam. Z chwilą, gdy dobiegły końca, powiedziała: „Powiedziałam pani to, co pamiętam, ale powinna pani porozmawiać z Ireną Krzywicką”.
W Wyznaniach gorszycielki Irena Krzywicka napisała: „Gdyby pani Winklowa zadzwoniła do mnie i zadała mi parę pytań…”. Dlaczego Pani nie zadzwoniła…?
Do pani Krzywickiej nie tylko dzwoniłam, ale też u niej byłam! Przyznam, że ta rozmowa nam nie wyszła, dlatego po latach Krzywicka mogła nie zapamiętać tego spotkania. W tamtym okresie stosunkowo niewiele wiedziałam o życiu Boya, interesowały nas inne kwestie. Kiedy była już poważnie chora, kontaktowałam się z jej synem Andrzejem.
Jak wspomina Pani swoje kontakty z jedynym synem Boya, Stanisławem?
Stanisław był bardzo zżyty ze swoją matką. Był aktorem i wzmianki na temat jego występów możemy odnaleźć w recenzjach Boya z tamtego okresu. Więcej uznania zdobył jednak jako aktor radiowy. W odróżnieniu od ojca miał piękny głos. Po śmierci matki starał się podtrzymywać nasze kontakty, był obecny na wszystkich sesjach poświęconych Boyowi. Już po moim doktoracie zaproponował mi wspólny objazd po kraju. On z felietonami ojca, ja z wstępem biograficznym. Bałam się, że ten projekt nam nie wyjdzie, więc odmówiłam, jednak zachowaliśmy kontakt aż do jego śmierci.
Mówiąc o ludziach bliskich Boyowi, warto też wspomnieć o Wandzie Ładniewskiej-Blankenheimowej. Czy pani Ładniewska zajęła miejsce Krzywickiej?
Panią Wandę poznałam dzięki Władysławowi Żeleńskiemu. Po wojnie zamieszkała w Paryżu i bardzo przyjaźniła się z Adelą i Władysławem Żeleńskimi. Stałym punktem rozmów między Wandą a Adelą były kłótnie, która ma 100 a która 105 lat! Charakter stosunków łączących ją z Boyem dla mnie, jako biografa, do dzisiaj pozostaje zagadką. Sądzę jednak, że w tym przypadku nie było takich relacji. Pani Blankenheimowa była wtedy młodą, zakochaną mężatką. Obydwoje z mężem opiekowali się Boyem. Być może z jego strony było jakieś cieplejsze uczucie, w końcu Wanda Ładniewska była piękną kobietą. Spędzali razem mnóstwo czasu, wspólnie spacerowali po Lwowie. Moim zdaniem była to relacja na zasadzie mistrz – uczennica.
W swoim czasie Boyowi nadano tytuł „Beniaminka”, a jednak nasuwa się wrażenie, że był lekceważony jako pisarz?
Tak. Ta końcówka, mniej więcej od czasu, kiedy zaczął pisać felietony obyczajowe… Myślę, że tutaj duże znaczenie miała zmiana tematyki. Zarzucano mu, że tak wiele miejsca w swojej twórczości poświęca kwestii obyczajowej. Proszę zauważyć, jak niewiele recenzji teatralnych pisze w tym okresie. Ale równocześnie powstały wtedy znakomite książki poświęcone Molierowi, Fredrze, czy Ludzie żywi – bardzo dobrze przyjęte przez krytykę. Czytając te książki, chciało się dyskutować, sięgnąć do źródeł. Myślę, że Boy wyżywał się w pisaniu, podczas gdy w towarzystwie znany był jako siedzący w kącie milczek.
Czy nie uważa Pani, że Boy „podciął sobie nogi”, stając po stronie kobiet?
Boy był przekonany o słuszności tego, co robi. W tej kwestii bardziej zwracano uwagę na fakt, że kolejna jego miłość była, że tak powiem, „drożdżami” tej sprawy. I to właśnie miano za złe Krzywickiej. Pierwsza krew i kolejne jej publikacje były bardzo fizjologiczne i to się ówczesnej elicie intelektualnej nie podobało. Szum, jaki tworzyła wokół siebie Krzywicka dotykał również Boya. To była wówczas prześliczna dziewczyna i zwracała na siebie uwagę. Zachęcała go do podejmowania tematów, które ją samą interesowały. Natomiast jeśli chodzi o Boya… On miał niezwykły dar pisania prostym językiem o trudnych kwestiach, na przykład Nasi okupanci… Był to bardzo trudny, bardzo kontrowersyjny temat, ale jak odważnie postawiony…
Dlaczego Boy zginął we współczesnej literaturze?
Sądzę, że to my jesteśmy odpowiedzialni za to czy ktoś funkcjonuje w literaturze czy nie. Podczas jednego z zebrań komitetu redakcyjnego, pracującego nad Pismami Boya prof. Markiewicz powiedział, że wydanie pism wiąże się z uśmierceniem twórcy. Kiedy spłaci się ten przysłowiowy dług wobec pisarza, można go już tylko odłożyć na półkę… Myślę, że w przypadku Boya potrzebny jest impuls, osoba czy instytucja, która przywoła jakąś część z ogromnej spuścizny po nim. Nie sądzę, aby Boy zginął, myślę, że czeka na właściwy moment.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Monika Śliwińska
Barbara Winklowa jest autorką monografii biobibliograficznych poświęconych Tadeuszowi Żeleńskiemu i Karolowi Irzykowskiemu. Temu pierwszemu poświęciła swoje kolejne książki: Boy we Lwowie, Nad Wisłą i nad Sekwaną, Boyowie. Zofia i Tadeusz Żeleńscy. Opracowała również Listy Tadeusza Żeleńskiego, Karola Irzykowskiego, Obrachunki Boyowskie (razem z Erykiem Lipińskim) oraz książkę Narcyza i Wanda o przyjaźni Narcyzy Żmichowskiej i Wandy Żeleńskiej.